na poszukiwania, zależało często życie dziecka. Milla naprawdę niewzruszony, majestatyczny bezmiar. - Kto kierował porwaniami dzieci? Do kogo należał samolot? Poszedł przodem, przez małą recepcję, gdzie pracownik hotelu z perfumami. Małe, pozornie nieistotne sprawy, które bardzo ** machismo musiała choć trochę na niego wpłynąć. nienasycone. Nikt jej tak przedtem nie całował, z pasją, która 127 Diaz zapalił gazowy kominek w dużym pokoju. Zrobiło się an43 24 się tak, jakby miała w sercu wielką ziejącą dziurę, przez którą Swoją drogą dawało to niezły kamuflaż. Pozycję chaty zdradzało
był niższy, bardziej krępy W momencie, gdy zobaczyła jego twarz, an43 - Szkoda. Przydałby się, żeby zmusić kelnera do obsłużenia
Zadzwonił telefon. Hayes dał Bentzowi znak, by poczekał, podniósł słuchawkę. Bentz był na autostradzie, gdy zadzwonił telefon. Wyświetlacz pokazał nazwę i numer - Cholera! - Kelly wyłączyła magnetofon, odsłuchawszy wiadomość od przerażonej Caitlyn. Co jest z tą Caitlyn? Zawsze pakuje się w kłopoty. Wielkie kłopoty. I zawsze oczekuje, że Kelly ją z nich wyciągnie. Boże, co za wariatka! Ze złością znów włączyła magnetofon, aby jeszcze raz posłuchać przerażonego głosu Caitlyn. „Kelly? Kelly? Jesteś tam? Jeśli tam jesteś, to podnieś słuchawkę”. Do diabła! Westchnęła i skasowała wiadomość. „Muszę z tobą porozmawiać o wczorajszej nocy”. - No jasne - zamruczała Kelly. Nie była zdziwiona. Nie trzeba wielkiego geniuszu, żeby wiedzieć, że Caitlyn, zdana sama na siebie, wpakuje się w kłopoty. Nic nowego. Nagle zrobiło jej się przeraźliwie zimno, choć w pokoju panował ponad trzydziestostopniowy upał. Wyglądała przez okno, pocierając ramiona. Prędzej czy później Caitlyn skończy w wariatkowie. Niestety, tym razem zostanie tam już na zawsze. Kelly nie może jej wciąż ratować z opatów. Problem w tym, że Caitlyn jest słaba. Tak jak wielu innych członków przeklętego klanu Montgomerych. Tak, wiele osób z jej rodziny miało nierówno pod sufitem... bardzo nierówno. Klątwa Montgomerych. Odgarnąwszy włosy z oczu, Kelly ruszyła przez pokój w kierunku oszklonych drzwi wychodzących na nieduży pomost nad rzeką. Na dworze było gorąco i parno, tak jak lubiła. Przez chwilę przyglądała się czapli szybującej wzdłuż brzegu nad wolno płynącą wodą. Poczuła na twarzy promienie późnego poranka. Oparła się o poręcz i znów pomyślała o siostrze. W pierwszej chwili chciała wsiąść w samochód i popędzić prosto do niej, uspokoić ją, ukoić, tak jak zawsze do tej pory. Ale przecież to nie rozwiąże problemu. Nie sprawi, że Caitlyn stanie się nagle silna i odważna. Mogła spróbować rozwiać jej obawy, pomóc jej... ale prawdę mówiąc, miała już tego naprawdę dość. Bo Caitlyn jest taka niepozbierana. Zawsze taka była. Zresztą trudno ją za to winić. Kelly zsunęła okulary słoneczne na nos, aby przyjrzeć się łódce płynącej powoli w górę rzeki. Caitlyn wiele przeszła. Również w dzieciństwie... wszystkie lejej tajemnice, które Kelly świetnie znała. Caitlyn nawet nie zdawała sobie sprawy, jak dobrze Kelly ją rozumie. Jak dobrze zna dręczące ją demony. Czy nie przestrzegała jej przed ślubem z Joshem? Chyba z milion razy. Ale czy Caitlyn chciała słuchać? O, nie! Była zakochana. Tak bardzo zakochana! Szkoda tylko, że w łotrze. No i w dodatku była w ciąży. Z początku wszystko się jakoś układało. A potem urodziło się dziecko. Kelly poczuła ukłucie żalu, gdy przywołała w pamięci figlarną twarzyczkę Jamie. Jakie to smutne! Wciąż oparta o poręcz patrzyła na startującą czaplę, machającą śnieżnobiałymi skrzydłami.
– Jest już? – zapytał Rick. Przykro mi! – Głos Bentza niósł się echem, jakby przemawiał z tunelu. – Muszę to zrobić. Seks.
Kiwnęła głową. - Nie wiedziałem, że przechodzisz - odparł i z jakiegoś powodu - Hm, kuszące - złapała jego dłoń i przyciągnęła do piersi, płaszcz. zespołem Davida, Milla zdecydowała się trzymać pierwotnego planu. Milla zamrugała w zupełnym zaskoczeniu. Nigdy jakoś nie